Remigiusz Kuźmiński – polski dyplomowany wokalista (tenor) i dyrygent, absolwent Akademii Muzycznej w Bydgoszczy w klasie wokalistyki jazzowej i klasycznej oraz dyrygentury jazzowej i klasycznej z tytułem magistra sztuki. Ukończył również wokalistykę klasyczną w Państwowej Szkole Muzycznej II stopnia w Inowrocławiu.
Jest Pan artystą-muzykiem zarówno po średniej szkole muzycznej jak i po wyższych studiach muzycznych. Przez wiele lat szkolił Pan technikę wokalną oraz dyrygencką. W swojej pracy artystycznej musi Pan być zawsze w dobrej formie. Czy uważa Pan, że masa ciała może wpływać na pracę głosem i fizyczną formę artysty?
Tak, jestem przekonany, że forma fizyczna artysty zależy od jego masy ciała. W średniej szkole muzycznej, a następnie na studiach muzycznych, kształciłem zarówno solową wokalistykę klasyczną (operową), solową wokalistykę jazzową (rozrywkową, estradową), dyrygenturę klasyczną (chóralną, orkiestrową, symfoniczno-operową) oraz dyrygenturę jazzową (chóralną, orkiestrową, big-band'ową). Zostałem przygotowany przez swoich profesorów tak, aby jako dyplomowany wokalista i dyplomowany dyrygent, w swojej pracy zawodowej wykorzystywać nabytą, właściwą i świadomą technikę wokalną oraz dyrygencką. No i taką technikę posiadam, aczkolwiek doświadczyłem dwóch skrajnych różnic w ilości swoich kilogramów, mając porównanie jak potrafią one wpływać na moją pracę. Otóż, w roku 2012 postanowiłem schudnąć. W ciągu kilku miesięcy zrzuciłem blisko 60 kilogramów, a że była to własna wymyślona dieta na zasadzie głodówki „mż” (mniej żreć) bez opieki dietetyka, to przyniosło mi to więcej szkody, niż pożytku. Od razu powiem, że nikomu nie polecam takiego odchudzania. Osłabiłem organizm do tego stopnia, że nie miałem siły pracować głosem.
A co konkretnie zaczęło się dziać?
Podczas „appoggio”, czyli podparcia oddechowego, który jest jednym z najważniejszych elementów emisji głosu, moja faza wydechowa była o wiele krótsza, niż ta, którą wypracowałem podczas wieloletniej nauki. Nie mogłem zapanować także nad fazą wdechu do tłoczni brzusznej, ponieważ byłem tak wychudzony i osłabiony, że pomimo starań, tego powietrza było ciągle mało.
A jak z siłą fizyczną podczas pracy dyrygenckiej?
Tutaj sytuacja była podobna jak w przypadku pracy wokalnej, czyli na odchudzonej niedowadze podczas dyrygowania szybciej się męczyłem i bolały mnie ręce, co oczywiście nigdy nie miało miejsca przy wadze wyższej.
Czy to znaczy, że po odchudzeniu szybciej męczył się Pan na scenie?
Zdecydowanie tak. Odpowiednie ekonomiczne gospodarowanie oddechem podczas fonacji nie sprawiało mi tyle satysfakcji co zawsze. Bolały mnie czasem żebra i mięśnie tłoczni brzusznej, kręciło mi się w głowie, słup wydychanego powietrza był osłabiony, a na dodatek trzęsły mi się nogi. Każdy wokalista pracuje całym swoim organizmem. Jego organizm musi mieć odpowiednią ilość siły fizycznej, aby poprawnie używać techniki wokalnej. U mnie po drastycznym i szybkim zrzuceniu kilogramów zostało to zachwiane, tym bardziej, że w trakcie trwania całej mojej edukacji wokalnej, moja waga była znacznie wyższa, po prostu organizm mój i technika wokalna były od samego początku przyzwyczajone do zupełnie innej, wyższej masy ciała.
Czy mniejsza ilość kilogramów wpłynęła na barwę Pana głosu?
No właśnie... i tutaj też pojawiły się kłopoty oraz zaskoczenie. Od samego początku w średniej szkole muzycznej a następne na studiach muzycznych byłem kształcony na tenora lirycznego, który jak wiadomo ma wszystko to samo co tenor bohaterski, z tą różnicą, że jego barwa jest już sama w sobie bardziej miękka i dlatego tenor liryczny nie brzmi tak bardzo dramatycznie mówiąc kolokwialnie np. jak „karabin maszynowy”. Po zrzuceniu kilogramów z wagi wyjściowej 127 kg na 72 kg, do specyfiki mojego już wyszkolonego tenorowego liryzmu, dodatkowo doszedł jeszcze bardziej delikatny, cieńszy i jaśniejszy timbre głosu. Początkowo tego nie zauważałem, ale ludzie z branży zwracali na to uwagę. Dopiero po nagraniu singla świątecznego „Tam się rodzi nowy Bóg”, zauważyłem kolosalną różnicę w barwie i natężeniu mojego głosu. Jest to jedyny utwór nagrany przeze mnie na odchudzonej wadze 72 kilogramy. Można go posłuchać na mojej stronie internetowej www.remigiuszkuzminski.pl i dostrzec różnicę między nim a wszystkimi innymi pozostałymi nagraniami, które zrealizowałem na wadze powyżej 100 kilogramów. Wraz z odchudzaniem alikwoty, czyli mieszanina składowych tonów harmonicznych mojego głosu uległa wyraźnej zmianie i stąd ta modyfikacja barwy.
Czy jaśniejsza barwa głosu Pana satysfakcjonowała?
Nie, nie podobał mi się taki koloryt mojego głosu, ponieważ to nie była moja właściwa, wyszkolona barwa, nad którą przez wiele lat pracowałem ze swoimi profesorami. Myślę, że wraz z szybką, drastyczną utratą masy ciała, uległa również zmianie masa wagowa moich fałdów głosowych (strun) i przez to nastąpiło pojawienie się barwy jaśniejszej, niż ta pierwotna. Znajomi muzycy mówili często: „Remi, straciłeś siłę w głosie, musisz przytyć, bo brzmisz zupełnie jak nie Ty”.
No i wziął Pan sobie te słowa do serca i postanowił przytyć?
Tak, ale nie w sposób zamierzony, tylko przez efekt jo-jo. Po roku czasu niejedzenia słodyczy pewnego dnia spróbowałem kawałek tortu bezowego i od tego momentu się zaczęło. Mój organizm tak bardzo był spragniony słodkiego, że wpadłem w tzw. cukroholizm. Od tamtego czasu nie mogłem się opanować i zacząłem codzienne jeść bardzo duże ilości słodyczy, a potem co raz to więcej wszystkiego innego. Coś na podobnej zasadzie jak alkoholik, który długo nie pije, a jak spróbuje alkoholu, to idzie z powrotem w nałóg z taką różnicą, że alkohol w życiu może być nam niepotrzebny i można bez niego żyć, a jedzenie to codzienna czynność ludzka, z którą musimy być na bieżąco. Nad kompulsywnym podjadaniem znacznie ciężej jest nam zapanować. Teraz wiem, że ja byłem i jestem cały czas w pewnym sensie od cukru uzależniony. Kocham słodycze, ale wiem, że one mi nie służą. Dlatego nie wolno na diecie całkowicie eliminować słodyczy. Raz w tygodniu powinno się zjeść coś słodkiego, oczywiście w małej ilości, aby organizm był na bieżąco z cukrem, który jak wiemy jest potrzebny. Jak „odcukrzymy” organizm, tak jak ja to zrobiłem, to później możemy nie dać sobie rady z pochłanianiem słodkiego. Nie od dzisiaj wiadomo, że cukier, mąka i sól, nazywane są „białą śmiercią” lub „białymi narkotykami”. Ważne też jest nie tylko samopoczucie fizyczne, ale i psychiczne, ponieważ jak całkowicie wyeliminujemy z naszego życia słodycze, które jak wiemy przynoszą nam uczucie błogości i radości, to obniżamy sobie w ten sposób w naszym mózgu poziom hormonu szczęścia tzw. serotoniny i dopaminy, która odpowiada za nasz nastrój. I co się wtedy dzieje? Szybciej popadamy w przygnębienie i stany depresyjne. Dlatego nie eliminujmy cukru całkowicie, ale jednocześnie nie objadajmy się nim. On też jest dla ludzi. Jedzenie to przyjemność, ale nie możemy być jego niewolnikami. Umiar jest tutaj najważniejszy. W moim przypadku efekt jo-jo nie daje za wygraną i trwa niestety w nieskończoność. W ciągu 7 lat od odchudzenia stopniowo wracałem do poprzedniej wagi i uzyskałem wagę jeszcze wyższą, niż ta, która była przed odchudzaniem.
Czy po przytyciu Pana głos wrócił do siebie?
Barwa, natężenie, oddech i pozostałe elementy techniczne po przytyciu jak najbardziej wróciły, ale z kolei moja dzisiejsza nadwaga również powoduje, że szybciej się męczę na scenie oraz w codziennym życiu. Zwłaszcza, gdy trzeba zagrać koncert jak jest upał. Dlatego z kilogramami trzeba wypośrodkować i znaleźć na wadze tzw. „złoty środek”, czyli taką liczbę, która pozwoli wokaliście spokojnie pracować bez żadnych zbędnych nieoczekiwanych modyfikacji w jego głosie, a także pozwoli funkcjonować również w codziennym życiu.
Czy dzisiaj znalazł Pan dla siebie taki „złoty środek”?
Cały czas nieustannie pracuję nad tym. Na pewno nie chcę mieć tak korpulentnych, rubensowskich kształtów jak mam dzisiaj, ale także nigdy nie dopuszczę już do takiej utraty masy ciała jak wcześniej, gdzie przy uzyskanych 72 kilogramach i wzroście 178 cm, miałem po prostu niedowagę. Obecnie jem 5 nie za dużych zbilansowanych posiłków dzienne, dużo owoców, mnóstwo warzyw i czuję się lepiej. Przede wszystkim nie chodzę ani głodny, ani przejedzony. Staram się stosować zasadę piramidy żywieniowej, a odrobinę słodkiego jem tylko raz w tygodniu, w sobotę lub niedzielę, do popołudniowej kawy.
Jaka według Pana waga wystarczyłaby Panu, aby móc spokojnie pracować głosem?
Nie mniej niż 90 i nie więcej niż 100 kilogramów. To jest mój cel, który jak uda mi się osiągnąć, to będę bardzo szczęśliwy. Uważam, że taki przedział – 10 kilogramów w tą czy w tą, to bezpieczna rezerwa na tycie lub chudnięcie np. po okresie świątecznym czy wakacjach.
A czy wizualnie z odchudzonej sylwetki był Pan zadowolony?
A no pewnie, że tak. Stałem się pewny siebie i zadowolony jak w sklepie w przymierzalni wchodziłem na spokojnie w najmniejsze rozmiary jeansów, a na koncertach mogłem wystąpić w modnych garniturach. Jednak powrót do siły mojego głosu był dla mnie znacznie ważniejszy, niż wygląd wizualny.
Na Pana przykładzie widzimy, że każdy artysta-muzyk musi po prostu bardzo pilnować diety i nie przesadzać z wagą ani w jedną, ani w drugą stronę.
Zdecydowanie tak. Nie tylko artysta, ale i każdy człowiek. Mamy mnóstwo pokus – imprezy rodzinne, spotkania z przyjaciółmi, szeroki dostęp do żywności, słodyczy, ale niestety musimy się stale kontrolować. Moim zdaniem najważniejszy jest racjonalizm, czyli rozsądne, mądre podeście do jedzenia. Głodówki i diety monotonne totalnie odpadają, bo prędzej czy później zapragniemy swoich ulubionych produktów, a potem i tak po nie sięgniemy. Potem już tylko czeka nas efekt jo-jo.
A odchodząc od tematu nadmienię, że ostatnio wydał Pan dwa nowe single. Do jednego z nich udało się nagrać nawet teledysk. Co to za utwory?
Pierwszy singiel to utwór jazzowy „Bądź moim natchnieniem” do słów Wojciecha Młynarskiego i muzyki Antoniego Kopffa. Pierwotne wykonanie tej kompozycji należy do nieżyjącego już Andrzeja Zauchy, który jest jednym z wielu moim muzycznych autorytetów. Nagrałem także utwór wraz z teledyskiem zatytułowany „Tłumy serc”, który wykonuję wspólnie z moją przyjaciółką Darią Wójcik. Jest to kompozycja religijna utrzymana w klimacie około klasycznym (pop-operowym) do słów Karola Wojtyły (Jana Pawła II) i muzyki Sławomira Hoduń. Obydwa single można posłuchać i zobaczyć na mojej stronie www.remigiuszkuzminski.pl oraz w niektórych stacjach radiowych.
„Bądź moim natchnieniem” (przypis redakcji)
„Tłumy serc” (przypis redakcji)
Poprzedni wywiad z artystą z 2017 roku można przeczytać tutaj: https://cameralmusic.pl/artykul/wywiad-z-tenorem-remigiuszem-kuzminskim-absolwentem-akademii-muzycznej-w-bydgoszczy-141880.html
Copyright © 2011-2025 CameralMusic.pl