- Pani doktor, stan pani Muzyki Poważnej się pogarsza. Symptomy: nikt nie kupuje płyt; rozpieszczony mediami na żądanie słuchacz nie docenia niepowtarzalności koncertów; muzycy są wypaleni. Nie wiemy, co jej jest. Najgorsze scenariusze przewidują starzenie się i powolne wymieranie publiczności.
Słuchając tego typu stwierdzeń, widzę oczyma wyobraźni wchodzącego do sali koncertowej tyranozaura w gustownej muszce, nieco onieśmielonego gigantoraptora siedzącego w pierwszym rzędzie oraz grupkę niesfornych pterozaurów w pośpiechu wertujących libretto. Wszystkie te zacne gady różnią się od siebie, ale w okolicznościach tak doniosłych jednoczą się w miłości do muzyki, roniąc ukradkiem łzy i domagając się bisów. Jakkolwiek urzekający jest to obraz, nie można z całą stanowczością stwierdzić, że odzwierciedla rzeczywisty stan rzeczy. Prawdziwą przyczyną coraz gorszego samopoczucia pani Muzyki jest istotnie średnia wieku, ale kompozytorów, a nie słuchaczy.
Trzeba przyznać, że jest to schorzenie nowe i nie do końca poznane. Wiadomo, lata lecą wszystkim, jednak czas zdaje się przyspieszać jeszcze bardziej z każdym kolejnym stuleciem po urodzeniu. Wcześniej ta niezręczna sytuacja nie miała miejsca – kompozytorzy zwykle sprawnie dokonywali żywota: Schubert, lat 31 - syfilis; Mozart, lat 35 – gorączka reumatyczna z nieocenionym wsparciem medyka upuszczającego krew; Chopin, lat 39 – gruźlica. Nieszczęśliwcy, którzy przekroczyli 40 rok życia, niechybnie drżeli, zachodząc w głowę, czy los przygotował dla nich głuchotę, czy ślepotę, a może obie na raz? Ci, którzy pozostali po śmierci kompozytorów na tym padole, otarłszy łzy, skrzętnie przechodzili w stan zapomnienia. I to właśnie zapomnienie, manifestujące się na przykład wykorzystywaniem rękopisów jako opakowania na mięso, stanowiło przez stulecia źródło młodości dla pacjentki. Prawdą jest, że zatopienie kompozytora w lodowatych czeluściach niepamięci, pozwoliło jego dziełom dłużej zachować świeżość, ale dziś, w obliczu odgrzewania twórczości całych pokoleń i wieków nagromadzonego materiału, starość zaczęła toczyć panią Poważną.
Skoro diagnoza już postawiona, czas najwyższy na leczenie. Tu jednak napotykamy problem natury nie tyle moralnej, co praktycznej. Wszak sami kompozytorzy z grobów nie wstają, a jedynie ich duchy-utwory tułają się po filharmoniach i operach, nie znajdując zasłużonego spokoju. Co więcej, w szkołach muzycznych i akademiach, gdzie młodzi adepci sztuki muzycznej trwonią swą młodość, kultywuje się nadal skostniałe szczątki systemu dur–mol.
- Pani Muzyko, chcę pani zaproponować eksperymentalną metodę leczenia. Plan jest taki: rok 2019 obwołujemy rokiem pełnej wigoru Roxany Panufnik, a nie Moniuszki. Młodzież naszą drogą wyciągamy ze strefy komfortowej tonalności, zachęcamy do poszukiwania i ekspresji. Oprócz tego sukcesywnie zwiększamy procentową objętość utworów z grupy XX- i XXI-wiekowych w repertuarach. Trzeba działać zdecydowanie i odważnie. Niech Pani będzie dobrej myśli – póki jest choć garstka dinozaurów na sali, póty jest nadzieja.
Pola Zielańska
studentka dziennikarstwa muzycznego
na Uniwersytecie Wrocławskim
Copyright © 2011-2024 CameralMusic.pl