VIII Symfonia „Pieśni przemijania” Krzysztofa Pendereckiego to utwór, który – opowiadając o drzewach – mówi o nieubłaganym upływie czasu i ulotności ludzkiego życia. To wędrówka po obumierających ogrodach, po których oprowadzają niemieccy poeci: Eichendorff, Kraus, Hesse, Goethe, Rilke, Arnim. Dziś Na Wratislavii (Katedra Polskokatolicka, g. 19) nieczęsta okazja usłyszenia przejmujących Pieśniprzemijania, które wykonają Iwona Hossa, Agnieszka Rehlis, Mariusz Godlewski oraz Chór i Orkiestra Symfoniczna Filharmonii Wrocławskiej pod dyrekcją Jaska Kaspszyka.
„Z desakralizacją norm, obyczajów, twórczości zbiega się desakralizacja natury – mówił kompozytor podczas laudacji wygłoszonej na uniwersytecie w Glasgow, gdy odbierał tytuł doktora honorowego. – Faustyczna pasja niszczenia jeszcze nigdy nie posunęła się tak daleko. Dla człowieka, który odwykł od świętości, natura jednak jest tworem martwym, pozbawionym transcendentalnych odniesień. I niewiele tu pomoże ekologiczny racjonalizm. Śmierć drzew, lasów tropikalnych, dżungli to nie jest tylko problem biologiczny. Kultura, która grzeszy przeciwko lasom, podcina własną rację bytu”.
Nic dziwnego więc, że Penderecki, troskliwy ogrodnik, stworzył muzykę poważną, zadumaną, ale też zmysłową. – Nazwałbym ją muzyką cienistą, zanurzoną w mroku – mówi Marcin Majchrowski, dziennikarz muzyczny Programu 2 Polskiego Radia. – Ale Penderecki w tym dziele unika współbrzmień zgrzytliwych, dysonujących. I ja to doskonale rozumiem, przecież taka jest natura drzew – chyba raczej konsonansowa, a ciernista tylko w wyjątkowych przypadkach. Jeśli miałbym kontynuować te obrazowe porównania, to powiedziałbym, że VIII Symfonia „oglądana” z oddali jest monumentalna jak pień, w bliższej perspektywie odsłania poszczególne konary (to jej dziewięć podstawowych części), a w brzmieniu jest kameralna, delikatna i pomyślana bardzo kunsztownie, niczym szumiąca na drzewie korona drzewa. Osią ogrodu, który Penderecki tu stworzył, jest wiersz Rilkego Koniec jesieni, z tą głęboko poruszającą strofą: „Coraz to bardziej ogrody zmieniają się całkowicie: żółknieją/Stają się żółte, powoli obumierając: tak późno do tego doszedłem.”
Po symfonii-kantacie, po orkiestrowych pieśniach Pendereckiego w programie dzisiejszego wieczoru na Wratislavii znalazł się jeszcze recital Nicholasa Daniela (Katedra Polskokatolicka, g. 21.30), artysty świetne znanego we Wrocławiu, muzyka, który wielokrotnie współpracował z wrocławskimi zespołami. To dziś bodaj najwybitniejszy oboista świata, dla którego utwory pisali James MacMillan, Elliott Carter czy John Tavener.
Tym razem zapowiada się recital niezwykły, bo wypełniony utworami na obój lub rożek angielski solo. Nicholas Daniel program swego koncertu ułożył z utworów powstałych na przestrzeni aż czterech stuleci. Kiedy niedawno z nim rozmawiałem i dziwiłem się, jak udało mu się znaleźć tak dużo solowej muzyki obojowej, by wypełnić nią cały wieczór, odpowiedział: – Będzie pan zaskoczony, kiedy powiem jak duży jest mój repertuar. To około 150 utworów solowych! A nawet więcej, jeśli doliczyć do tego utwory barokowe. Zagram więc muzykę Marina Marais, ale też utwór współczesnego hiszpańskiego kompozytora Jorge Garcíi del Valle Méndeza na obój i taśmę. Program tego wieczoru będzie niezwykle urozmaicony. To zresztą nic nadzwyczajnego. Często przecież mamy okazję słuchać solowych recitali skrzypków lub wiolonczelistów. Jedyna różnica jest może taka, że mój koncert jest krótszy i trwa około godziny. Mam nadzieję, że będzie to wyjątkowy, nastrojowy, późnowieczorny występ w przepięknym wnętrzu wrocławskiej świątyni. Muszę przyznać, że bardzo lubię Wrocław i wracam tam z wielką przyjemnością. Trochę tak, jakbym wracał do domu.
Autor: pm
Więcej informacji na: www.wratislaviacantans.pl
Copyright © 2011-2024 CameralMusic.pl