MOZART: Pearls from Paris

Robert Kwiatkowski - skrzypce
Radosław Kurek - fortepian
Wolfgang Amadeusz Mozart
PEARLS FROM PARIS
Sonatas for piano and violin
K. 301 – 306

Sonata in G major K. 301
1 Allegro con spirito 8:20
2 Allegro 5:25
Sonata in E flat major K. 302
3 Allegro 5:21
4 Rondo. Andante grazioso 5:49
Sonata in C major K. 303
5 Adagio. Molto Allegro 5:12
6 Tempo di Menuetto 4:19
Sonata in E minor K. 304
7 Allegro 6:56
8 Tempo di Menuetto 5:23
Sonata in A major K. 305
9 Allegro di molto 4:47
10 Tema con variazioni. Andante grazioso 5:19
Sonata IN D major K. 306
11 Allegro con spirito 7:45
12 Andantino cantabile 7:15
13 Allegretto 7:18
total time: 79:35

Trzykrotnie w swoim niedługim życiu Wolfgang Amadeusz Mozart odwiedził Paryż. Spotkania z jedną z najważniejszych muzycznych metropolii ówczesnego świata miały różne oblicza. Dwie wizyty w dzie-ciństwie były słodkie, pełne towarzyskich i muzycznych sukcesów, trzecia – u progu prawdziwej życiowej dojrzałości – zupełnie odmienna: gorzka i rozczarowująca. Nie pozostawiła wątpliwości, że Paryż nie był Mozartowi pisany.

Stolica Francji znajdowała się na szlaku wielkiego tournée rodziny Mozartów, które trwało trzy lata, od roku 1763 do 1766. Trasa wiodła z Salzburga do Londynu przez Monachium, Augsburg, Moguncję, Koblencję, Frankfurt i Brukselę. Młodziutkie rodzeństwo – pod opieką ojca Leopolda – przybyło do Paryża 18 listopada 1763 roku i zabawiło tu aż pięć miesięcy. Dwa tygodnie, poczynając od Wigilii, spędziło w Wersalu. 1 stycznia 1764 niespełna ośmioletni Wolfgang wystąpił na dworze przed obliczem króla Ludwika XV i jego rodziny. Cudowne dzieci szybko przyciągnęły uwagę możnych świata. Mozartów podjęto nawet królewskim obiadem, a za występy wynagrodzono znacznymi sumami pieniędzy oraz prezentami od dworskich notabli – między innymi złotą tabakierą i zegarkiem inkrustowanym szlachetnymi kamieniami. Pobyt w Paryżu zaowocował również publikacją – wydanymi jako opus 1 (sic!) – Sona-tami na klawesyn z akompaniamentem skrzypiec (KV 6–7). Utwory napisane przez cudowne dziecko zadedykowane zostały księżnej Wiktorii, dość utalento-wanej muzycznie córce Ludwika XV. Interesująca to koincydencja, która kilkanaście lat później, w nieco innych okolicznościach, zyska wymowny, kompozytorsko-wydawniczy kontrapunkt.

Pozostawmy na stronie drugi, znacznie krótszy, ledwie dwumiesięczny pobyt Mozartów w Paryżu w roku 1766 (10 maja – 9 lipca). Aczkolwiek udany, był to jedynie przystanek w drodze powrotnej do Salzburga. Następna okazja wyjazdu do Paryża nadarzyła się dopiero w 1777 roku. Rozczarowany atmosferą arcybiskupiego dworu, ambitny kompozytor szybko spostrzega, że sprzyjających warunków do rozwoju talentu rodzinne miasto mu nie zapewni. Już dawno przestał Mozart być cudownym dzieckiem. Teraz ma 22 lata i przede wszystkim poszukuje swobody i niezależności. 23 września 1777 jeszcze raz wyrusza w podróż nad Sekwanę. Droga tym razem wiedzie przez Monachium i Augsburg, z dłuższym przystankiem w Mannheimie. Towarzyszy mu jedynie matka; Leopold, najważniejszy mentor i muzyczny powiernik, nie otrzymał od arcybiskupa zgody na urlop. Do Paryża, w którym pokłada „całą swoją nadzieję”1, Wolfgang dociera 23 marca 1778. Zrazu perspektywy wydają się obiecujące, szybko jednak okazuje się, że wysiłki, aby „nazwisku Mozarta przynieść zaszczyt”2, łatwo spodziewanych owoców nie przyniosą. Ani był to czas, ani miejsce dla niego. Uczniów miał niewielu, zresztą pedagogika go zupełnie nie interesowała. Posada organisty królewskiego w Wersalu intratna nie była: „pieniędzy niewiele, a do tego przez sześć miesięcy w roku trzeba tkwić tam, gdzie nie ma innych możliwości zarobku, i pogrzebać swój talent. [...] Chciałbym mieć stałą posadę, ale wyłącznie kapelmistrza, no i dobrze płatną”3. Te szczere wyznania z lipca 1778 roku rozpoczął Mozart od jasnej deklaracji: „nie podoba mi się Paryż, wie papa to od dawna”4, a parę dni później nie omieszkał stwierdzić krótko i dosadnie: „Francuzi są i pozostaną osłami”5. Wiele przyczyn musiało się na tę niepochlebną refleksję złożyć. Fundamentalna tyczyła muzycznego gustu. Już na samym początku pobytu (5 kwietnia) Mozart trafnie diagnozuje ojcu tę znamienną różnicę: „najbardziej irytuje mnie to, że Francuzi prawie nie zmienili swoich upodobań ani swojego goût z tym jednak, że obecnie są zdolni do słuchania także dobrej muzyki, ale w dalszym ciągu nie może być mowy, aby przyznali, że ich muzyka jest kiepska, lub chociażby (ale to już absolutnie nie!), żeby potrafili odróżnić dobrą muzykę od złej. A śpiew? Uchowaj Boże! Gdyby przynajmniej te Francuzki nie chciały koniecznie śpiewać włoskich arii, to nawet bym im darował te ich francuskie beczenia, ale żeby aż tak psuć dobrą muzykę?”6. Wówczas pewnie jeszcze nie przypuszczał, że tak głębokiej przepaści między nim a Francuzami nie uda się w żaden sposób zasypać. Oblicze Fortuny definitywnie się od Amadeusza odwróci, ale największy cios miał dopiero nadejść.

Kiedy w połowie czerwca w ramach Concert Spirituel odbywa się premierowe wykonanie Symfonii D-dur KV 297, do której przylgnie podtytuł „Paryska”, Anna Maria Mozart poważnie zapada na zdrowiu. Dwa tygodnie później, 3 lipca – umiera. „To najsmutniejszy dzień w moim życiu”7 – wyznaje Wolfgang przyjacielowi, Abbé Josephowi Bullingerowi, a ojca i siostrę pociesza: „jej śmierć, tak prosta i piękna, pozwoliła mi wyobrazić sobie, że za kilka chwil będzie szczęśliwa i że już jest szczęśliwa, o ileż bardziej szczęśliwa od nas”8. Nie, nie był to główny powód wyjazdu z Paryża, ale prawie na pewno jeden z katalizatorów przyszłej decyzji. Sygnały o fiasku francuskich planów zaczęły teraz do Mozarta wyraźnie docierać. Protektor z czasów pierwszego pobytu, baron Friedrich Melchior von Grimm – człowiek, który był w stanie „pomóc dzieciom, nie dorosłym”9 – nie pozostawił złudzeń: „nie sądzę [...] żeby mogło się panu powieść [...] obawiam się, że nie jest pan dość aktywny, zbyt mało zabiega pan o swe sprawy”10.

Gorzko, całkowitym zawodem zakończyła się 26 września 1778 roku więc ta druga paryska eskapada Mozarta. Francja nie była mu pisana. Chwilę tę naznaczyła jakaś przedziwna życiowa desperacja, niewytłumaczalna tęsknota za rodzinnym miastem, tak przecież znienawidzonym, z którego chciał się Wolfgang Amadeusz wyrwać za wszelką cenę. Jednak 11 września (jeszcze ciągle z Paryża) tłumaczył Leopoldowi (a może samemu sobie!): „[...] to jest naprawdę jedyna rzecz, którą mogę powiedzieć tym, którzy mi krzyczą do ucha, bym został. Odpowiadam im na to: czego chcieć? Nie mam specjalnego powodu do narzekań i to mi wystarczy. Bo tam jest miejsce, o którym mogę powiedzieć, że jestem u siebie, gdzie żyję sobie spokojnie z ojcem i z siostrą i mogę robić, co chcę, a co dwa lata mogę się udać w podróż. Czego chcieć więcej?”11. Mozart jednak chciał więcej, i to znacznie więcej niż jedynie urlopu raz na dwa lata i możliwości podróżowania. W tamtym czasie – niepewności i chmurnych perspektyw – po-strzegał swoje dotychczasowe miejsce niemalże jak pełnię zawodowego szczęścia. Ponieważ jednak sto-sunki z arcybiskupem Colloredo nie ułożyły się tak, by ambitny kompozytor jego dwór „dzięki muzyce szybko rozsławił”12, przeto długo w Salzburgu nie wytrzymał. Dosłownie dwa lata po powrocie z fe-ralnego Paryża jego oczy zwrócą się w stronę ce-sarskiego Wiednia.

Z punktu widzenia kompozytorskiego dorobku podróż do Paryża wydała jednak owoc niezwykły, daleko donioślejszy niż choćby baletowe Les petits riens (skomponowane dla Noverre’a i wystawione z operą Piccinniego), może nawet bardziej znaczący niż Symfonia „Paryska”. To tu, u Jeana-Georges’a Siebera, wysztychowano sześć Sonat na klawesyn albo forte-piano z akompaniamentem skrzypiec (KV 301–306). Wydawca zapłacił Mozartowi sumę 15 luidorów. Nie wszystkie skomponowane zostały w Paryżu. Z listu Wolfganga do jego najsurowszego sędziego, czyli Leopolda Mozarta, można wywnioskować, że decyzja wydrukowania całego opusu w Paryżu była gruntownie przemyślana. 28 lutego, jeszcze z Mannheimu, Wolfgang informował ojca: „z sześciu sonat na fortepian zostały mi do napisania dwie, ale nie jest to pilne, bo nie mogę ich tutaj wysztychować. I dlatego nic nie da się zrobić z subskrypcją, ponieważ sztycharz nie chce wykonać tej pracy na własny koszt, a ponadto żąda poło-wy zysku od sprzedanych egzemplarzy. Wolę je wysztychować w Paryżu. Tam sztycharze są zadowoleni, kiedy się im przyniesie coś nowego, a poza tym dobrze płacą. Ponadto znacznie tam łatwiej zorganizować subskrypcję”13.

Ukończony w Paryżu zbiór – jak przykazywała osiem-nastowieczna moda, cykle zazwyczaj dopełniano do sześciu – Mozart zadedykował „Jej Elektorskiej Wysokości Marii Elżbiecie”, żonie elektora Palatynatu Karola Teodora. Wysztychowany komplet znów zyskał określenie opus 1 (czyż to nie symptomatyczne?). Nieoceniony Alfred Einstein w charakterystyczny dla siebie sposób podkreśla nowatorstwo tych utworów: „są to pierwsze naprawdę «koncertujące» fortepianowo-skrzypcowe sonaty Mozarta. Skrzypce nie są już skazane na «okazyjne» odzywki lub na przypadkowe zwroty imitacyjne; teraz alternują z fortepianem”14. Stanowiło to pewną jakościo-wą zmianę, bo choć instrument klawiszowy ciągle jeszcze znajduje się na uprzywilejowanej pozycji, gra w tym duecie (trochę to paradoksalne) „pierwsze skrzypce”, to jednak o sonatach ze skrzypcami ad libitum dłużej już mówić nie można. Bez smyczkowej przeciwwagi i dopełnienia wszystko tutaj by się po prostu… rozpadło. Na wyjątkową specyfikę całego cyklu zwróciła uwagę kilka lat temu holenderska pianistka Marieke Spaans: obydwa „instrumenty zaangażowane są w dialog: pozostają w ustawicznej zależności i wzajemnie się uzupełniają”15.

Mozartowskie dojrzałe opus 1 powstawało w dwóch rzutach. Sonaty napisane w Mannheimie (KV 301–303 i 305) są dwuczęściowe. Podobny układ formalny wykorzystuje również „paryska” Sonata e-moll KV 304, choć zupełnie wyjątkowa w całym zbiorze. Jedynie dopełniająca cykl Sonata D-dur KV 306 składa się z trzech części. Mozart jednak ani razu nie powtarza się w szczegółach, a jeśli chodzi o treść i wyraz – całość tworzy paletę niezwykle bogatą. W Sonacie G-dur KV 301 dominuje beztroska pogoda, zerkająca nawet w stronę miłosnych westchnień (może to jakieś echo uczucia do Aloysii Weber?). Tonacja zasadnicza drugiej w zbiorze Sonaty Es-dur KV 302 podpowiada, by poszukać tu szczypty heroizmu. W wartkim Allegro szczególnie podkreślił Mozart kunszt przetworzenia, oddalając się nawet w dość cieniste i poważne harmonicznie przestrzenie. Dla kontrastu świetne Rondo eksponuje elegancję klasycznego gestu. Niewiele utworów z tamtego czasu dorównuje pod względem czarownego spokoju wstępnemu Adagio z Sonaty C-dur KV 303. Wiedzie ono do żartobliwie potraktowanego Molto allegro, które cytowana już Marieke Spaans określiła mianem krotochwilnej miłosnej przekomarzanki. Sielanka trwa także w fantastycznym, teatralnym niemal Menuecie. Dialogów i kontrastów w partiach obu instrumentów Mozart nie poskąpił. Komponowaną w Mannhei-mie część zbioru dopełnia Sonata A-dur (KV 305), według Einsteina synonim „swobody i spontaniczności”16. Klasyczne, pełne rumieńców Allegro di mol-to puentuje tu cykl kunsztownych wariacji.

Oddzielne miejsce w tej fantastycznej plejadzie zaj-mują dwa dzieła napisane w Paryżu. Sonatę D-dur KV 306 nazwał Einstein „wielką sonatą koncertową, w której Mozart pragnie zapomnieć, że pisze dla amatorów”17. Istotnie, pod względem rozmachu wirtuozerii jest to dzieło bezkompromisowe, może nawet prekursorsko wskazujące kierunek rozwoju skrzypcowo-fortepianowego duetu. Allegro con spirito emanuje monarszym blaskiem, Andante cantabile spowalnia szybki tok, ale eksponuje pierwiastek retoryczny: to uczony dialog, wymiana argumentów na najwyższym z możliwych poziomów. Finał sprawia wrażenie, jakby ów dialog brał w cudzysłów – nie negował, raczej stawiał w innym świetle, bo dokłada tu Mozart kilka szczypt swego nieodzownego humoru.

Klasyczna tradycja stanowiła, że w cyklu sześciu utworów jeden powinien z pozostałymi pięcioma kontrastować trybem. Można by na tym poprzestać w tłumaczeniu sensu istnienia Sonaty e-moll KV 304 i jej funkcji w opus 1. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę najtragiczniejszy moment paryskiej podróży Mozarta – śmierć matki – wyrasta Sonata e-moll na symbol zupełnie wyjątkowy. To przecież jeden z nielicznych przypadków w twórczości autora Requiem, kiedy pozwala on sobie na wypowiedź niezwykłą. Szczerość i bezpośredniość są tu na pierwszym planie. Mozart nie ukrywa, że rozpacz i żal są w tym momencie uczuciami prawdziwie najistotniejszymi, że praktycznie w żaden inny sposób wypowiadać się nie potrafi i nie chce! Allegro targają mroczne namiętności, których intensywność można porównywać jedynie z niektórymi epizodami symfonii Haydna z okresu Sturm und Drang. Po śmierci Anny Marii pisał: „Płaczcie, płaczcie, ale w końcu pocieszcie się, wiedząc, że Bóg Wszechmogący tego chciał”18. Rozpacz z całym natężeniem odmian i niuansów jest w Sonacie e-moll na pierwszym planie. Pod koniec Menueta (zupełnie nie tanecznego!) następuje jednak moment pewnego ukojenia, pojawia się promyk światła – brzmiący owymi słowami pocieszenia z listu.

Niezbyt optymistycznie musiał spoglądać Mozart w przyszłość, kiedy opuszczał Paryż. Nie wiem, czy czynił dogłębne rachunki zysków i strat, ważył i mierzył kompozytorskie dokonania. Ale jeśli pozostały po tej feralnej wyprawie takie dzieła jak owych Sześć sonat, to może warto było?

Marcin Majchrowski

Polskie Radio Program II


1 Wolfgang Amadeusz Mozart Listy, przełożył Ireneusz Dembowski, Warszawa 1991, s. 230 • 2 Ibidem, s. 226 • 3 Ibidem, s. 249 • 4 Ibidem, s. 248 • 5 Ibidem, s. 254 • 6 Ibidem, s. 237 • 7 Ibidem, s. 250 • 8 Ibidem, s. 252 • 9 Ibidem, s. 275 • 10 Ibidem, s. 268 • 11 Ibidem, s. 274 • 12 Ibidem, s. 275 • 13 Ibidem, s. 226 • 14 Alfred Einstein Mozart. Człowiek i dzieło, przełożył Adam Rieger, Kraków 1975, s. 278 • 15 Bernhard Schrammek Interview with Marieke Spaans and Anton Steck, w: Mozart. Paris – 1778. 6 Sonates pour forté piano avec accompagnement d’un violon K301–306, Deutschlandradio – Ludi Musici 2006, s. 71 • 16 Alfred Einstein, op. cit., s. 279 • 17 Ibidem, s. 280 • 18 Wolfgang Amadeusz Mozart, op. cit., s. 252



Nagrano w Europejskim Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego w Lusławicach we wrześniu 2014
Reżyseria nagrania, montaż i mastering
Joanna Popowicz
Antoni Grzymała
Przygotowanie fortepianu
Jarosław Bednarski
Projekt graficzny
Grzegorz Hańderek
Artur Oleś
Tłumaczenie
Aleksandra Szkudłapska
Redakcja i korekta
Redaktornia.com
Fotografie
Antoni Grzymała
Zrealizowano ze środków Miasta Gdańska w ramach Stypendium Kulturalnego Miasta Gdańska
Nagranie płyty współfinansowane przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego ze środków na działalność statutową Wydziału Instrumentalnego Akademii Muzycznej im. Stanisława Moniuszki w Gdańsku
Podziękowania dla Marcina Siwca z Pracowni Lutnictwa i Smyczkarstwa Artystycznego w Krakowie za wyjątkową życzliwość i fachową pomoc
A-101
© ℗ 2015 ANAGRAM
www.anagram.audio



Polecamy wywiad z Robertem Kwiatkowskim!

Powiązane Video Wszystkie video

Le Blakk - The Blakk SWAN
Piotr Ko?cik - Chopin Liszt - CD Promo Video
Wolfgang Amadeusz Mozart - Mozart koncert na obój
Manuel de Falla - Danza Ritual del Fuego

Instrumenty i sprzęt muzyczny

PWM Mozart Wolfgang Amadeus - Najpikniejszy Mozart na fortepian
PWM Mozart Wolfgang Amadeus - Mae utwory wielkich mistrzw na akordeon
Rohema Percussion Mozart II, batuta
Rohema Percussion Mozart I Carbon, batuta

Kontakt


Maria Łakomik
Materiały prasowe, patronaty, treści. Filip Łakomik
Sprawy techniczne, integracje. Prześlij artykuł o muzyce
Można bezpłatnie nadsyłać dowolne materiały (tekst/grafika/video) związane z muzyką klasyczną, które Waszym zdaniem powinny znaleźć się w serwisie. Artykuły sponsorowane przyjmujemy poprzez platformę whitepress.

Partnerzy

Księgarnia Alenuty.pl
Sprzedaż nut i książek.
  • księgarnia muzyczna

Sklep Muzyczny.pl
Instrumenty muzyczne.
  • sklep muzyczny
kultura w sieci

Copyright © 2011-2024 CameralMusic.pl